BIG STORIES

Zamieniłem samolot na samochód. Podróż po Szwajcarii okazała się strzałem w dziesiątkę

 

Turystyka samochodowa była kiedyś bardzo popularna. Niektórzy pewnie pamiętają, jak jeździli z rodzicami po Polsce lub Europie. Obecnie na wakacje raczej latamy samolotem, ale chociaż raz warto zrobić wyjątek. To zupełnie inna forma spędzania wolnego czasu niż przebywanie przez dłuższy czas w jednym miejscu na all inclusive.

Tegoroczny „grand tour” zaplanowałem dość spontanicznie, gdy tylko pojawiła się taka okazja. W sumie od dłuższego czasu rozmawialiśmy z żoną, żeby pojechać w fajne miejsca samochodem na urlop. Wybór padł na Szwajcarię – niewielki kraj, ale bogaty w piękne jeziora i wysokie góry, a tym samym oferujący malownicze krajobrazy i kręte drogi. Jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy. Od razu zdradzę, że nie żałowaliśmy.Towarzyszem naszej podróży było Volvo XC40. To najpopularniejszy model szwedzkiej marki, prawdziwy wielozadaniowiec, co sprawdziliśmy wielokrotnie.Pierwszym wyzwaniem było spakowanie się na długi wyjazd, jednak ponad 450-litrowy bagażnik kompaktowego SUV-a pomieścił naprawdę wiele. Co istotne, pod jego podłogą jest jeszcze sporo miejsca na drobne rzeczy, a jeszcze niżej znalazło się miejsce na koło dojazdowe. Dawno nie złapałem „kapcia”, ale zawsze jestem spokojniejszy, gdy nie jestem skazany tylko na zestaw naprawczy.

Do Szwajcarii jechaliśmy przez Niemcy i Austrię, robiąc sobie po drodze trzydniowy postój w Monachium. Podróż przez „Autobahny” upłynęła całkiem szybko, chociaż nie brakuje na nich remontów i ograniczeń prędkości do 100 i 80 km/h. Będąc na urlopie człowiek nie denerwuje się takimi rzeczami, tym bardziej że większych korków udało nam się uniknąć. Adaptacyjny tempomat, dobrze wyciszone wnętrze Volvo z nagłośnieniem marki Harmann Kardon i wygodne przednie fotele uprzyjemniały jazdę. W modelu po liftingu nie ma już wersji T3 – zastąpiła ją B3. Oznacza miękką hybrydę z silnikiem benzynowym 2.0 o mocy 163 KM (+14 z elektryka). Czterocylindrowy motor łagodniej brzmi niż trzycylindrowy 1.5 i zapewnia lepsze przyspieszenie - jest aż o 1,5 s szybszy podczas przyspieszenia od 0 do 100 km/h (8,6 s).

Atrakcje stolicy Bawarii to był jednak tylko przedsmak. Im dalej kierowaliśmy się na południe Niemiec, tym widoki stawały się ładniejsze. Zjazd z autostrady w kierunku zamku Neuschwanstein przy granicy z Austrią wprowadzał nas w coraz lepszy nastrój. Tak, to ten, który był pierwowzorem zamku Disneya. Panujący klimat najlepiej oddadzą zdjęcia. Równie dobrze można przyjechać tu kamperem z rowerami i tak spędzić urlop. 

 

To nie był jednak nasz tegoroczny cel. Po drodze do Zurychu przywitało nas Jezioro Bodeńskie, ogromny akwen na pograniczu Niemiec, Austrii i Szwajcarii. Podziwialiśmy je z Bregencji. Po drodze do Zurychu odwiedziliśmy jeszcze Vaduz, stolicę Liechtensteinu. Nie ukrywam , że zrobiliśmy to tylko po to, żeby wpisać kolejny kraj na listę już odwiedzonych. Nic ciekawego tam nie ma. 

Do swobodnego podróżowania po Szwajcarii potrzebna jest winieta. Można na niej jeździć przez cały rok

 

Kosztuje 40 franków (niecałe 190 złotych), ale obowiązuje od momentu zakupu do końca stycznia następnego roku. Porównując ceny niektórych polskich autostrad, jest to prawdziwa okazja. Dla porównania w Austrii 10-dniowa winieta kosztuje 9,90 euro (niecałe 45 zł). Od sierpnia br. szwajcarską winietę można również kupić online, choć ja tradycyjnie zatrzymałem się na stacji w Austrii przed granicą i kupiłem charakterystyczną naklejkę na szybę.

Do tej pory mocno korzystaliśmy z pokładowej nawigacji. XC40 jak wszystkie nowe modele Volvo jest wyposażone w system Android Automotive, który oferuje najpopularniejsze usługi Google’a na pokładzie auta. Wystarczy dostęp do internetu i mamy informacje o korkach i wyszukiwarkę wszystkich obiektów. Smartfon w zasadzie służy nam tylko do dzwonienia. W Szwajcarii należy jednak uważać, gdy korzystamy z internetu (dzwoniąc również). Ten kraj nie należy do Unii Europejskiej, więc nie mamy co liczyć na przyjazne stawki roamingu. Lepiej o tym pamiętać i jeszcze przed wyjazdem kupić odpowiedni pakiet danych. 

Zwiedzamy Zurych i pora na clou programu

Zurych to największe miasto Szwajcarii (ma ok. 400 tys. mieszkańców), ale nie jest jego stolicą (tę funkcję pełni mniejsze Berno). Cała aglomeracja położona jest nad Jeziorem Zuryskim, które tworzy niesamowity klimat. Widać je i ze starego miasta, i z okolicznych wiosek położonych na wzgórzach. Szwajcaria to ciągły kontakt z naturą. Wystarczy ok. godzina jazdy autem na południe i jesteśmy wśród majestatycznych Alp. Zimą taki wypad może oznaczać jazdę na nartach, a latem wycieczki górskie czy np. jazdę samochodem w duchu slow, gdy zatrzymujemy się co chwilę na podziwianie zapierających dech widoków.

Kierowaliśmy się do Sankt Moritz. To znany kurort, stolica sportów zimowych, jak i mekka biegaczy, którzy w pozostałych porach roku szykują tutaj formę w warunkach wysokogórskich, m.in. na miejskim stadionie (miejscowość jest położona na wysokości 1822 m n.p.m.). Kolejna ciekawostka, zimą na zamarzniętą taflę jeziora wjeżdżają zabytkowe samochody w ramach organizowanego tam konkursu elegancji. To miejsce jest po prostu wyjątkowe, dlatego przyciąga tak wielu turystów, również tych z bardzo grubymi portfelami.

 

Bardzo miło zaskoczyło nas zużycie paliwa, które podczas całej trasy do Szwajcarii i z powrotem wyniosło 6,9 l/100 km

 

Przed zameldowaniem się w Sankt Moritz przejechaliśmy przez przełęcz Julierpass, która prowadzi do Silvaplany, pobliskiej miejscowości wypoczynkowej z jeszcze piękniejszym jeziorem, które uwielbiają wind i kitesurferzy. Droga urzekała widokami, sporymi różnicami wzniesień i tzw. agrafkami (zakręty o pod kątem 180 stopni).

 

video: aWrE1-xNz

Na tym nie poprzestaliśmy. Podczas naszego pobytu w Szwajcarii przejechaliśmy jeszcze przez dwa „passy”. Berninapass prowadząca do granicy z Włochami okazała się jeszcze bardziej „pokręcona” i bardziej stroma od poprzedniej. Na jej trasie znajdują się Jezioro Białe, jak i stacja kolejki linowej na Diavolezzę prowadząca do punktu widokowego na lodowcu na wysokości prawie 3000 m n.p.m. Wzdłuż przełęczy Bernina biegnie też znana, panoramiczna linia kolejowa prowadząca do włoskiego Tirano.

 

Ceny w Szwajcarii nie są niskie. Będąc w pobliżu, warto sprawdzić oferty noclegów po stronie włoskiej

 

Trzecią widowiskowa trasą samochodową była Malojapass z Silvapalny do Chiavenny. Krótsza od Berniny i bez aż takich atrakcji po drodze, ale też bardzo przyjemna do jazdy. Oczywiście, że wolałbym pokonywać takie przełęcze supersamochodem lub zza kierownicy klasycznego roadstera z tylnym napędem, ale nie można mieć wszystkiego. Do nich nie zmieścilibyśmy się na tak długi wyjazd, a w dodatku XC40 pokazało się w takich warunkach z dobrej strony. Auto ma całkiem bezpośredni układ kierowniczy, a jego zawieszenie nie jest zbyt miękko zestrojone, więc nie przechyla się nadmiernie w ostrych zakrętach. Ponad 160-konny silnik z elektrycznym „boostem” w zupełności wystarczył. W Szwajcarii obowiązują surowe ograniczenia prędkości (80 km/h w terenie niezabudowanym i do 120 km/h na autostradzie)), których lepiej przestrzegać.

Można powiedzieć, że Szwajcaria nas „zaraziła”. Na pewno do niej wrócimy i to właśnie na kołach. Tyle przełęczy jeszcze na nas czeka, w tym te słynne z filmów o Bondzie. Do zobaczenia na trasie!